Somewhere over the rainbow... , czyli kolorowo mi.

W poprzednim poście mowa była o rozgwieżdżonym niebie, a co powiecie na tęcze?

Od dłuższego czasu chciałam coś takiego wykonać... Płynny lateks i zacna inicjatywa przywołania wiosny przemawiały coraz głośniej :)

Tak wyglądała pierwotna wersja, i może taka by została, gdyby nie pewien skutek uboczny zbyt "podziurkowanej" gąbki i niezbyt kryjącego (przy "gąbkowaniu") lakieru.

A z doświadczenia wiem, że czego zwykłe oko nie wyłapie, tak lakieromaniaczka zobaczy wszystko. Postanowiłam dla spokoju własnego sumienia uratować manicure topem-mgiełką.

Nie chciał ukazać się w pełnej okazałości, ale kto posiada GR Paris nr 98, wie o czym mówie.... :)

Za to też uwielbiam topy, które potrafią świetnie zamaskować drobne defekty!

Wykonanie takiej tęczy nie jest trudne. Jednak wymaga cierpliwości, wielokrotnego powtarzania czynności (przy jasnych lakierach) i jest pracochłonne.

Od razu odpowiadam, że się nie pobrudziłam po same łokcie :) 

Mój sposób na uniknięcie bałaganu to "gąbkowanie" w jednej rękawiczce. 

Oczywiście czas malowania się wydłuża, ale jest to czystszy sposób, a co za tym idzie mniej problemowy. 

A nie od dziś wiadomo, że gradienty nie są częstymi gośćmi na naszych paznokciach ze względu na towarzyszący temu bałagan ;)

Z kolei (nieostry) kciuk prezentuje się tak:

 Czy są tu ze mną fanki gradientów?

Jak z wiosną w Waszych miastach?

U mnie niestety manicure nie zmienił pogody, ale do życia powoli budzą się roślinki i różne nieprzyjemne robaczki ;)

Przypominam jeszcze o trwającym konkursie.

Klikamy w obrazek po więcej szczegółów. Czas ucieka ;)

KLIK

Pomimo wszystko....

Pozdrawiam WIOSENNIE,